Dokładnie tydzień temu o piątej rano obudziło mnie walenie w okno. Wstałem śpiąc jeszcze i odsłoniłem zasłonkę by zwymyślać pijaka, który znalazł sobie dziwny sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Usłyszałem tylko dwa słowa.
- Pali się!
Przebiegłem do drugiego pokoju by zobaczyć płomienie odbite w oknach garażu. Zamknąłem drzwi. Teraz już nie pamiętam za co złapałem najpierw. Wiem tylko że zdołałem jakoś wykręcić 112, równocześnie budząc mojego 6-o letniego syna i szukając naszych ubrań i tłumacząc policjantowi przez telefon, że nie mogę już dłużej rozmawiać bo mam w domu dziecko które muszę ubrać i wyprowadzić z domu. Nie dalej jak 5 minut później byliśmy już na zewnątrz a straż pożarna przystępowała do gaszenia drewnianej przybudówki. Sytuację udało im się opanować błyskawicznie, dwie godziny później zwijali sprzęt.
Spytacie się pewnie po co to piszę. Po co urządzam takie osobiste wycieczki? Otóż w sobotę zacząłem pakować moją biblioteczkę, owoc ponad piętnastoletniego kolekcjonerstwa i zbieractwa, przetrząsania antykwariatów i stoisk z tanią książką. Zacząłem się zastanawiać co bym starał się wynieść z domu jakby okazało się że sytuacja jest trudniejsza do opanowania. Tak naprawdę nie zastanawiałbym nad książkami, sprzętem czy meblami. Najwyżej parę ubrań i parę osobistych drobiazgów. O zdjęciach dzieci pomyślałem, następnie laptop. Stacjonarny mógłbym mieć problem wynieść. Tak samo została by moja płytoteka. Choć niektórych albumów szukałem i parę miesięcy, to mam kopie na twardzielu laptopa bo tak łatwiej słuchać. Złapałbym teczkę z dokumentami, choć raczej dlatego że wszystkie są w starym neseserze, więc łatwo było by mi je wynieść. Lodówki i pralki nie wytargam, z telewizorem też mógłbym mieć problem, więc musiałyby poczekać.
Spłonęłyby wszystkie moje książki, podręczniki, czasopisma. Wszystkie numery Magii i Miecza, komplet Portali i Złotych Smoków, kilka Talizmanów, jeden Kruk i dwie Legendy poszły by z dymem razem z przeszło dziesięcioma rocznikami Nowej Fantastyki.
Pakując moją bibliotekę do kartonowych pudeł zacząłem się zastanawiać, który podręcznik chciałbym zachować, który system RPG chciałbym ocalić? WFRP I edycja? Wszak to pierwszy system w który grałem i z którym tyle jest wspomnień. A może Dzikie Pola przez które pokłóciłem się z kumplem jeden jedyny raz, i to na całe 5 minut, po czym poprowadziłem sesję w której immersja graczy była tak wielka że sam przeraziłem się sytuacji do jakiej doprowadziłem sam jako Starosta Gry? Cyberpunk 2020, Aphalon, Wiedźmin? Shadowrun, który osobiście uwielbiam a gracze nie chcieli nawet spróbować? Wampira? Czy może jeszcze jakiś inny. Jeszcze mam ich kilkanaście na półce. Wszak jestem zbieraczem.
I wiecie co? Za nic nie umiem wybrać. Jak już przychodzi co do czego to mam problem. Bo każdy system przywołuje wspomnienia, te miłe. I nie ważne, że mechanika WFRP i Wiedźmina ssie. Na Wampira miałem w pewnym momencie odruchy wymiotne, a w Gasnących Słońcach nijak nie dało się powiązać postaci kapłana ortodoksów, Hazata przywiązanego do tradycji, przemienionej i kajdaniarza, bo takie mniej więcej postacie przynieśli kiedyś gracze na sesję. Niestety mam problem by wybrać ten jeden podręcznik do uratowania.
A wy?